04.jpg

„Kobieta przemieniona w kotkę” La Fontaine'a, Grafika Gustave'a Dorée, 1868.

Koty i postęp

Piotr Olkusz
W numerach
Luty
2023
2 (795)

Tytuł nie miau być żartem. W każdym razie nie tylko. Zmiana stosunku do kotów zbiega się we Francji z krystalizacją pojęcia postępu – kategorii, która jako argument w sporach o ocenę współczesności zacznie się masowo pojawiać w tekstach naukowych i literackich w pierwszej połowie siedemnastego stulecia, i której celebracją będzie Wielka Encyklopedia. Gdy „Harvey zaczął brać górę nad Galienem, Kartezjusz nad Arystotelesem, a zegarek nad klepsydrą”1. Gdy – w służbie monarsze – zaczęło rodzić się społeczeństwo dworu i później, gdy – wraz z marzeniem o republice – zaczęło się kształtować społeczeństwo mieszczańskie. Słowem, gdy zaczęło się rodzić oświecenie – jak pisał Koselleck – „wewnętrzna konsekwencja absolutyzmu, a następnie jego dialektyczny wróg i opo­nent”2. Oświecenie pełne napięć i sporów. W tym sporów o koty.

W 1727 François-Augustin de Paradis de Moncrif opublikował rozprawę Les Chats (Koty), nazywaną później wprost Historią kotów. Autor miał wówczas czterdzieści lat i był podręcznikowym salonowcem regencji Filipa Orleańskiego (1715-1723): takiej szczególnej „międzyepoki”, gdy dała o sobie znać tłumiona w ostatnich latach rządów Ludwika XIV tęsknota za libertynizmem, i gdy rygoryzmy dojrzewającego oświecenia były jeszcze nieznane. ­D’Alembert, kronikarz tamtej doby, pisał, że Moncrif bardziej od nauki, znał się na „poezji, tańcu i muzyce”. Że był dobrym szermierzem i częstym gościem w szkołach fechtunku, ale „miał – rzadki w tym wieku dar – nieprzejmowania panującego tam tonu i obyczajów”. Że wykazywał się talentem brylowania w dobrym towarzystwie i szybko doskonale pojął, co może dać mu „przyciągnięcie uwagi socjety”3. Pisywał więc powiastki, poezje, nawet sztuki teatralne, ale długo najważniejszym tekstem w jego dorobku była oda z 1715 roku O śmierci Ludwika Wielkiego. To ona zapewniła Moncrifowi fawory regenta i wejście na dwór, z którym autor nigdy już się nie rozstanie, przyjmując między innymi intratną posadę lektora Marii Leszczyńskiej. Był oportunistą, jak wielu pisarzy-dworaków związanych ze stronnictwem nowożytników, które swoją siłę budowało właśnie dzięki bliskim relacjom z dworem. Gdy – mając sześćdziesiąt jeden lat – napisze frywolną przyśpiewkę, która oburzy Leszczyńską, to bez żenady niewiele później – by chronić posadę – wyda zbiór Poésies chrétiennes – „chrześcijańskich poezji”. Z podobnym oportunizmem podejdzie do własnych Kotów. Gdy – już jako doświadczony członek Akademii Francuskiej – będzie przygotowywał wydanie zbiorowe swoich dzieł, świadomy zmian koniunktury wykreśli z tomu rozprawę Les Chats, mimo że w chwili przyjmowania go do Akademii był to jego najpoczytniejszy utwór.

Wyprze się Kotów, bo oświecenie, właśnie to Koselleckowskie dziecko absolutyzmu, nie znajdzie dla nich miejsca, podobnie jak nie znalazło dla nich miejsca krystalizujące się społeczeństwo dworu. Koty kochano tylko w niektórych środowiskach i tylko przez chwilę – w międzyepoce salonów i konwersacji pierwszych dekad osiemnastego stulecia. W czasie istotnym dla emancypacji kobiet, ale później uznanym za niepoważny.

 

Status kotów w siedemnastym i osiemnastym stuleciu ulegał zmianom, ale trzeba pamiętać, że początkowo mało kto widział w nich zwierzęta domowe, zwłaszcza „zwierzęta do towarzystwa”. Sprowadzone do Europy w średniowieczu, w zasadzie wyłącznie do walki z gryzoniami, nie cieszyły się szczególną estymą, a nierzadko padały ofiarą okrutnych rozrywek. Najsłynniejszą z nich było palenie kotów w Noc Świętojańską, popularne we Francji od czasu ostatnich Walezjuszów i zakazywane później z oporami. Liczni rajcy miejscy Metz nie widzieli w tym procederze nic złego jeszcze na dekadę przed Rewolucją – przeciwnie, dostrzegali w kocich stosach chlubną tradycję i dowód lokalnego patriotyzmu.

Dla wielu kot był symbolem oszustwa i morderczych instynktów. Emisariuszem niewierności, podstępu, a nawet samego szatana. Roznosił choroby (stanowisko lekarza Ludwika XIII) i rozbudzał niezdrowe żądze. Ci, którzy się go nie bali, dawali w ten sposób jeszcze jeden wyraz hartu ducha – jak choćby Richelieu, który był jednym z nielicznych kociarzy swoich czasów, co pewno pomogło w tworzeniu jego (i kota) czarnej legendy. Kiedy Elżbieta Charlotta z Palatynatu, żona Filipa Orleańskiego, próbowała trzymać koty w Wersalu, to napotkała na niemożliwy do pokonania opór przerażonej służby4.

03.jpeg

Charles-Antoine Coypel, Grafika z pierwotnego wydania „Les Chats” Paradis de Moncrifa, 1727.

Pierwszymi, którzy przestają się bać kotów, są naukowcy: od lat trzydziestych siedemnastego stulecia interesują się nimi wskutek rozwoju refleksji na temat systematyki zwierząt. Pojawiają się pierwsze krzyżówki lub nowe rasy, a jedna z nich, znany z szarego umaszczenia „kot z Chartreux” , pod koniec wieku wreszcie stanie się jedną z salonowych ciekawostek. Kotka Grisette (Szarzynka) będzie bohaterką poezji związanej z „Mercure galant”, periodykiem-biblią salonowców, Madame Deshoulières. Nie należy tu szukać wielkiej twórczości – ot, koci romans, w którym szorstki kocur Tata zafascynuje się delikatnością Grisette: „Widzę, po pani manierach / Że nie lubi pani okapów i rynien / Które dla mnie są przyjemnością. / Nigdy jeszcze kocica nie była taka piękna / Nigdy jeszcze kocica na podobała mi się tak bardzo / Również ta, która była mi wierna”5. Daleko stąd – i gdy idzie o miłość do kotów, i gdy idzie o frywolne żarty z wierności – do najsłynniejszego przedstawienia kota w siedemnastowiecznej literaturze, czyli jedenastu bajek La Fontaine’a, w których pojawia się to zwierzę, i za każdym razem opisane jest bez miłości. Tę niechęć najlepiej widać w Kotce przemienionej w kobietę z drugiego tomu (1679), bo tam autor odbiega na długie mile od wersji z Ezopa (Kotka i Afrodyta). W pierwowzorze kobieta, w imię wierności i miłości, prosi Afrodytę, by zmieniła ją w zwierzę, aby zawsze mogła być blisko ukochanego. Tak się staje, a kotka później dzielnie znosi uwłaczającą pokusę, by polować na myszy. U La Fontai­ne’a to kocica zmienia się w kobietę, najpewniej wskutek magii, ale nie porzuca swoich łowczych (i jakże w nowej sytuacji upokarzających) instynktów. Bajkopisarz nie lubił kotów, podobnie jak nie lubił środowiska, które ufundowało „Mercure galant”, i które wraz ze śmiercią Ludwika XIV przez chwilę będzie kreowało modę. Zwiastunem końca wpływów tego towarzystwa może być przywołany przez Roberta Darntona w słynnej Wielkiej masakrze kotów6 epizod z życia typografa Nicolasa Contata, który w młodości (późne lata trzydzieste osiemnastego stulecia), wraz ze współpracownikami, w ramach buntu wobec pracodawcy postanowił zamęczyć kocicę żony pracodawcy – symbol klas wyzyskujących, tonących w zbytkach zdobytych nieszczęściem innych. Oto, co jeszcze mógł symbolizować kot.

 

Paradis de Moncrif pisze Historię kotów w formie jedenastu listów do „Madame la Marquise de B.”, czyli Elisabeth Catherine de Besenval, markizy de Broglie, której nieco ponad dekadę później zadedykuje swoje „najpoważniejsze” dzieło: Essai sur la nécessité et les moyens de plaire (Esej o konieczności podobania się i środkach, aby to osiągnąć), jeden z głośniejszych podręczników salonowej konwersacji. I już samo zakotwiczenie stylistyczno-gatunkowe Kotów nie pozostawia złudzeń co do zapatrywań ideowych autora. Moncrif nie prezentuje swoich tez w formie traktatu, ale wybiera dynamiczną strukturę (częściowego) dialogu, która od końca wcześniejszego stulecia była uprzywilejowanym wśród nowożytników sposobem redagowania tekstów o naukowym potencjale: sięgając po zręczną formę, popularyzowała wiedzę, uwalniając ją z uścisku zwolenników poglądów o elitarności nauki, zaś zaadresowanie słów do kobiety było jasną manifestacją przekonań, zgodnie z którymi erudycja nie jest wyłącznie domeną mężczyzn. Miał w tym autor wielu poprzedników. Rewolucję zapoczątkował Fontenelle, pisząc w 1686 roku Rozmowę o wielościach światów. Chodziło w niej o zaprezentowanie najnowszych odkryć astronomicznych, a działo się to w pełnej wytworności konwersacji Filozofa i Markizy spacerujących nocą po ogrodzie i spoglądających w niebo. Podobny popularyzatorski tekst (znów w formie rozmowy) niewiele później wykonał Perrault (poświęcone nauce, sztuce, filozofii Porównanie starożytnych i nowożytnych z lat 1688-1697) i po nim kolejni, przekształcając formę a to w coraz bardziej skomplikowane narracje konwersatoryjne (również dlatego nazywa się ten okres „złotym wiekiem konwersacji”7), a to – właśnie jak Moncrif – w zbiory listów.

Granica między naukowością a literackością ulegała więc stopniowemu zatarciu, co – w pierwszych dekadach osiemnastego stulecia – miało szerokie rzesze zwolenników, i co najbardziej spektakularne efekty osiągało u poetów zafascynowanych Kartezjuszem i naukami ścisłymi. Jeden z najważniejszych poetów koterii salonowców, Antoine Houdar de La Motte, deklarował, że pisząc wiersze, stara się „myśleć, jak Kartezjusz nakazał myśleć w dziedzinie fizyki”, co po latach nierzadko śmieszyło (Jacques Maritain tonął w ironii, cytując wersy poety-fizyka „Wyobrażam sobie rozciągłość / I widzę tylko to, co rozciągłe…”8), ale historycznie miało wartość ideowej deklaracji.

Ponieważ rozprawa Moncrifa ukazuje się w schyłkowym okresie paraliteratury naukowej (a może literatury paranaukowej?) i ponieważ autor jest świadomy zarzutów dyletanctwa, które starożytnicy stawiali naukowcom z modnych salonów, Koty – poza literacką formą i językiem – uzbrojone są także w naukowy aparat reprezentowany przede wszystkim przez ciągnące się niekiedy stronami i nierzadko drobiazgowe przypisy.

01.jpg

Charles-Antoine Coypel, Grafika z pierwotnego wydania „Les Chats” Paradis de Moncrifa, 1727.

Są tu eksplikacje (na przykład kim są, ubóstwiający koty, brahmanowie), doprecyzowania, różnorodne cytacje, ale przede wszystkim – to miało być uderzeniem w starożytników przekonanych o tym, że salonowcy nie znają łaciny – wywody etymologiczne i passusy w języku Wergiliusza. Obcujemy zatem z tekstem rozpoczynającym się od słów „W domu, z którego właśnie wyszedłem, rozprawiano o kotach, oburzając się na nie, i nawet nie zdaje sobie Pani sprawy, ile mnie kosztowało wysłuchiwanie tych niesprawiedliwości”, mających na celu utorowanie drogi wyjaśnieniu autorskich ambicji („Muszę zwierzyć się Pani z wielkiego zamierzenia. Otóż próbowano już uporządkować wiele wartych uwagi kwestii, lecz nikomu jeszcze nie przyszło do głowy napisać historię Kotów; czy to Pani nie dziwi?”), ale szybko ustępujących pola erudycyjnym gimnastykom: „Homer nie widział nic niegodnego jego Muzy w opisaniu historii Szczurów i Żab. Tak poważany Lukian wychwalał Muchę. Nawet Osły doczekały się eklogi na swój temat [tu przypis do La Mothe’a le Vayer i liczne wyjaśnienia na temat recepcji wcześniej wzmiankowanych dzieł]. Jak to się stało, że pominięto Koty?”9. No właśnie, jak?

Pytanie, dla Moncrifa, nie było żartem, ale nie trzeba ironii młodego Maritaina, by móc je obśmiać. Zresztą nie tylko to jedno pytanie. Bo im dłużej czytamy Moncrifa, tym łatwiej o materiał dla satyryka. Na piątej stronie autor sięga już po autorytet Malabranche’a (i daje odwołania do traktatu Poszukiwanie Prawdy, a także do przypisów traktatu Poszukiwanie Prawdy) oraz po wiedzę Johna Locke’a, by wstępnie rozprawić się z kocimi uprzedzeniami, między innymi La Fontaine’a. Później zaś (tekst jest naprawdę gęsty) oddaje hołd Fontenelle’owi, przywołując jego wspomnienia z dzieciństwa o mordowaniu kotów w Noc Świętojańską i widząc w chęci poznania tego procederu… ogień, który zapalił go do uprawiania nauki. „Jakaż chwała dla nich [kotów] i dla nas, droga Pani, przypuszczać że jeden z pierwszych kroków, które poczynił pan de Fontenelle w dziedzinie filozofii, wynikał z potrzeby obalenia fałszywych uprzedzeń do Kotów!”

Rozprawa nie jest mała (250 stron) i Moncrif ani przez chwilę nie traci zapału do wymieniania nazwisk i wyciągania daleko idących wniosków. Opisuje stosunek do kotów w starożytności (szczególnie interesuje go Egipt i koty w dawnej Grecji), pisze o kocich związkach z kulturą perską (jakże więc nie powoływać się na Monteskiusza?), rozprawia o kotach na Cyprze i w Konstantynopolu, zastanawia się nad pozycją kotów u Mahometa, opisuje piękno kotów oraz ich rasy i, wreszcie, analizuje miejsce kota w literaturze francuskiej. Zacznie od największego z wielkich – Joachima du Bellay, współzałożyciela Plejady, który dla swojego pupila napisał epitafium (w tonie wcale nie tak odległym od tonu trenów po Urszulce), a zwieńczeniem tej piramidy kocich wygibasów będzie Madame Deshoulières i jej kotka Grisette, co nie lubiła gzymsów i rynien. Aż trudno uwierzyć, że Moncrif pisze serio, i że taka twórczość mogła utorować drogę do Akademii Francuskiej.

 

Ale chyba pisze serio. Podobnie jak La Motte na serio „Wyobrażał sobie rozciągłość / I widział tylko to, co rozciągłe…”. O tym, że nie chodziło o żart, świadczyć może miejsce publikacji tekstu: specjalizująca się w naukowych pismach uniwersyteckich drukarnia Quillau oraz – zarezerwowany dla rozpraw naukowych – format książki10. Poza tym w dziele pojawiają się opisy przywiązania do kotów tak wielu ważnych osobistości czasów Moncrifa, że trudno sobie wyobrazić, by z nich kpił. Raczej oddawał im – oportunistyczny lub nie – ukłon. Jak choćby Ludwice Benedykcie de Bourbon, księżnej Maine, wpływowej żonie legitymizowanego syna króla Ludwika XIV, która w Zamku w Sceaux prowadziła arystokratyczną wersję osiemnastowiecznego salonu (bywał tu autor Les Chats). „Wielka Księżna – pisze o niej Moncrif – unieśmiertelniła Marlamaina, swojego słynnego Kota, za pomocą wersów godnych wyrycia w świątyni Gracji. Ileż korzyści możemy czerpać z tego utworu! [tu: zacytowany wiersz].”11 Wreszcie, nie należy pominąć kwestii, iż ryciny do publikacji przygotował Charles-Antoine Coypel, artysta wielkiej klasy, raczej nieskory do uczestnictwa w ewentualnym edytorskim żarcie.

Nie zmienia to wszystko faktu, że już niedługo po publikacji – obok licznych zachwytów utrzymanych w tonie serio – pojawiły się interpretacje, jakoby Les Chats były jednak żartem. Redaktor „La Bibliothèque françoise” pisał, że Moncrif „chciał dowcipkować, czy się udało – decydują czytelnicy”12. Markiz d’Argenson, który znał osobiście Moncrifa (pisarz zostanie później jego sekretarzem), uważał, że kocia historia pisana była na poważnie. Może zbyt na poważnie. Aż się prosi, by uznać, że publikacja ukazała się po prostu za późno – w chwili, gdy francuska myśl dojrzewała już powoli do redagowania haseł Wielkiej Encyklopedii, a nie pisania salonowych rozpraw literacko-naukowych. Moncrif, kiedy wyłączał Koty z wydania dzieł wszystkich, usprawiedliwiał się: „Na pewno znacie te listy, których odpowiedzialnie nie mogę nazwać żartobliwymi, bo wiązałoby się to z ich pochwałą: są do szczętu frywolne. Nie ma w nich inteligencji i wolę napisać to, niż je chwalić”13. Tyle że w 1758 roku, gdy Moncrif decyduje się na taką samokrytykę, wielu pisarzy, którzy święcili tryumfy w okresie regencji i pierwszych latach panowania Ludwika XV, dystansowało się do swojej wcześniejszej twórczości, niekiedy nawet ograniczając pisanie lub diametralnie zmieniając jego styl (dość przypomnieć, co się stało z Marivaux). Presja „poważnych” literatów, marzących o powrocie wzniosłej literatury wielkich tematów z okresu grand siècle była tak silna, że nie każdy potrafił stawić jej czoło. Voltaire, który przewodził tej krytycznej koterii, swojej pogardy dla Moncrifa nigdy nie ukrywał.

graficzki.png

„Kot i Lis”, „Kot i Szczur stary” La Fontaine’a, Grafiki Gustave’a Dorée, 1868.

Moncrif i jego Koty spotkały się z tą samą wzgardą, z jaką spotkały się liczne dzieła epoki rocaille, zwanej u nas rokokiem, i niesłusznie – znów pod wpływem krytyki z drugiej połowy XVIII stulecia – uznane za pozbawione wartości. Naiwnością byłoby sądzić, że prędzej czy później pojawi się nowy Jean Starobinski, który z Moncrifem zrobi to, co autor Wynalezienia wolności14 zrobił z Antoine’em Watteau, gdy odnajdywał w jego obrazach melancholię i strach przed utratą swobód. Moncrif nie jest Watteau. Choć oczywiście ich dzieła oddychały podobnym powietrzem. W miejscu Odjazdu na Cyterę zawiśnie Przysięga Horacjuszy, a literacko-pedanteryjne rozważania Moncrifa zastąpią definicje D’Alemberta i Diderota.

Rzecz jasna problem jest bardziej złożony i w ocenie recepcji Kotów nie należy zapominać o ewolucji stosunku do zwierząt, jaki towarzyszył przemianom XVII i XVIII wieku. Tu zauważymy kilka ciekawych tendencji.

Od czasów Ludwika XIII i Mazarina, w imię cywilizowania Francji, krytyce podlegają wszelkie zainteresowania zwierzętami dzikimi. Z przyzamkowych menażerii znikają niedźwiedzie, którymi, od czasów średniowiecza, lubili się szczycić możni. Polowania wchodzą w nową fazę: stają się coraz bardziej skodyfikowane i poluje się na takie zwierzęta, których wytropienie i ubicie wymaga nie tyle siły, ile sprytu (stąd jelenie czy zające), i do czego potrzebna jest często współpraca z innymi, udomowionymi gatunkami zwierząt (psy myśliwskie, polowanie z sokołem). Chodzi o kult podporządkowania natury człowiekowi i jego regułom. Kot, choć niektórych fascynowało jego chodzenie własnymi ścieżkami, stawiał absolutyzmowi zaciekły opór.

O wiele lepiej do prawideł nowego ładu dostosowywał się pies, który w środowisku dworskim i mieszczańskim – jeśli nie polował – mógł być salonową maskotką. Towarem naprawdę luksusowym staje się pod koniec panowania Ludwika XIII – wtedy zawrotną karierę wśród arystokracji robi malutki pies z Bolonii. Trudno określić, o jaką rasę chodziło. Bardziej od rasy liczył się jego rozmiar: był naprawdę niewielki, co uzyskiwano pojąc szczeniaki alkoholem i niszcząc ich układ hormonalny. Z czasem zaczęto doceniać jeszcze jego zniekształcony łeb, który uzyskiwano w wyniku miażdżenia szczeniakom czaszki – trudno o lepszy symbol epoki, w której człowiek chce kształtować naturę. Śmiertelność wśród poddawanych męczarniom psów była tak olbrzymia, że cena zwierząt sprowadzanych do Paryża z Włoch stawała się astronomiczna. Na bolończyków pozwolić sobie mogli wyłącznie najbogatsi – ci, którzy mogli pieścić swoje maskotki na oczach licznej i łapiącej się ze zdumienia za głowę służby. Niechęć ubogich do zwierząt domowych miała różne fundamenty15.

Nierzadko były to fundamenty związane bezpośrednio z próbą buntu przeciwko monarchii. W nielegalnych ulotkach okresu Frondy nieustannie powracały satyry na temat małp kardynała Mazarina, albo wręcz na temat Mazarina jako dworskiej małpy. Czy można było sobie wyobrazić inne zwierzę pasujące do obrazu uległego dworaka? Na pewno takim zwierzęciem nie mógł być kot, może więc dlatego tak niewielu mających jakąś władzę członków dworu interesowało się kotami?

Wydaje się, że wpisanie wyobrażenia kota do świata kobiet było raczej wynikiem zbiegu okoliczności. Choć mężczyźni ancien régime’u celowali w polowaniach, to jednak potrafili także zdobyć się na pewną czułość względem zwierząt. Już w XVII wieku (a zatem nie w czasach sztucznej wioski Marii Antoniny) pewną popularnością cieszyły się modelowe fermy, na których rozrywką – dla obu płci – mógł być bliższy kontakt ze zwierzętami, a nawet dojenie krów (Ludwik XIII tego ponoć nie robił, ale czerpał satysfakcję z wizytacji wzorcowych gospodarstw). W późniejszym okresie psy domowe, choć cenione głównie przez kobiety, nie były jednoznacznie z nimi wiązane. Wydaje się, że koty stały się „żeńskim” zwierzęciem przynajmniej po części dlatego, że ich popularność zbiegła się z tym momentem historii, w którym kobiety doszły do głosu – prowadząc salony i uzyskując pewną niezależność w siatce społecznych relacji, którą udało się – nie na długo – utkać w pierwszych dekadach osiemnastego stulecia. Koty zyskały na tym postępie, a potem zapłaciły za to wysoką cenę. Wielka masakra kotów, ta opowiedziana u Roberta Darntona, zbiega się z kryzysem salonów i atakami na kobiety, które chciały się kształcić. Rousseau, d’Alembert, Voltaire, Diderot... Bodaj żaden z nich nie miau kota.

 
  • 1. Frédéric Rouvillois L’invention du progrès. 1680-1730, CNRS Éditions, Paris 2010 (pierwsze wydanie 1996), s. 18.
  • 2. Reinhart Koselleck Krytyka i kryzys. Studium patogenezy świata mieszczańskiego, Biblioteka Res Publiki Nowej, Warszawa 2016, s. 56.
  • 3. Jean le Rond d’Alembert Œuvres complètes, t. III, Belin, Paris 1821, s. 659.
  • 4. Por. Joan Pieragnoli La cour de France et ses animaux (XVIe-XVIIe siècles), PUF, Paris 2016, mobi 667.
  • 5. Antoinette Des Houlières Tata, chat de madame la marquise de Monglas, à Grisette, chatte de madame Deshoulières, w: Poésies de Madame Deshoulières, Théophile Berquet – Libraire, Paris 1824, s. 200.
  • 6. Robert Darnton Wielka masakra kotów i inne epizody francuskiej historii kultury, przełożyła Dorota Guzowska, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012 (pierwsze wydanie francuskie: 1984).
  • 7. Przywołajmy wspaniałą rozprawę Benedetty Craveri Złoty wiek konwersacji, przełożyła Joanna Ugniewska, Krzysztof Żaboklicki, Oficyna Naukowa, Warszawa 2009.
  • 8. Jacques Maritain Trzej reformatorzy, przełożył ks. Konstanty Michalski, Apostolicum, Warszawa 2005, dz.cyt., s. 130, wcześniejszy cytat s. 131.
  • 9. François-Augustin Paradis de Moncrif Chats, Gabriel-François Quillau fils, Paris 1727, s. 3, wcześniejsze cytaty, s. 1-2., kolejny: s. 7.
  • 10. Por. Marc Catsaras Histoire des chats, par François-Augustin Paradis de Moncrif, „Bulletin de l’Académie Vétérinaire de France”, nr 3(142)/1989, s. 369.
  • 11. Moncrif, s. 95-97.
  • 12. „Bibliothèque françoise, ou histoire littéraire de la France” t X z 1727, cyt. za: Tomohiro Kaibara Moncrif, historien des chats, „Clio. Femmes, Genre, Histoire”, nr 55/2022, s. 78.
  • 13. Moncrif cyt. za: Marc Catsaras Histoire des chats..., s. 369.
  • 14. Jean Starobinski Wynalezienie wolności, przełożyła Maryna Ochab, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2006 (pierwsze wydanie szwajcarskie 1964).
  • 15. Por. Joan Pieragnoli La cour de France et ses animaux..., mobi 3912.

Udostępnij

Piotr Olkusz

W zespole redakcyjnym „Dialogu” od roku 2009. Z wykształcenia teatrolog i romanista. Zajmuje się przede wszystkim teatrem francuskim, instytucjonalnymi uwarunkowaniami estetyki teatralnej, rozwojem idei teatru popularnego, a także osiemnastym wiekiem w teatrze i narodzinami nowoczesności. Tłumaczył teksty teoretyczne i literackie (w tym sztuki teatralne). Wykłada w Instytucie Kultury Współczesnej Uniwersytetu Łódzkiego, jest także recenzentem portalu teatralny.pl.